Patrząc na te zdjęcia i stylizacje, wspominając miejsce gdzie celebrowałam tą wigilie, myślę że nie mogłam trafić bardziej z wybranym motywem przewodnim. Tak, tak, oglądacie zdjęcia z przed roku. Ale moim zdaniem stylizacja jest ponadczasowa, tak samo jak kultowa jest tkanina toil de joi, która była moją inspiracją. Toil de joi wciąż święci triumfy i rozpala stylistyczne fantazje. Mimo sędziwego wieku, ponad 250 lat, świetnie się sprawdza w nowoczesnych wnętrzach.
Pamiętam kiedy jako małe dziecko zobaczyłam tą tkaninę, siedziałam jak zahipnotyzowana, godzinami wpatrując się w rożne sceny i co chwilę wyłapując coraz to nowsze detale. Tkanina ma charakterystyczny wzór przedstawiający obraz francuskiego dworu, spędzającego czas na sielskich piknikach i zabawach w pasterzy i pasterki. Sielanka w rokokowym wydaniu! To był motyw, który idealnie połączył mój gust i zeszłoroczne otoczenie. Francuski szyk i odrobinę przesytu w stylu Marii Antoniny, oraz zaśnieżone, i dosłownie dzikie wiejskie krajobrazy za oknem.
Słuchając wieczorem smutnego wycia wiatru za oknem, a porankiem wybiegając na świeży i skrzypiący pod nogami śnieg, nie zauważalnie wpadało się w melancholijny i romantyczny nastrój. Trochę bajki dla zagubionej prawie na końcu świata dziewczynki nigdy nie zaszkodzi. 🙂 Dlatego też bajkowa była cala wigilia i zastawiony stół.
Obok bieli, kolorystycznie królowały róż, złoto i odrobinę czerni. Chyba nasze ulubione kolory w RiE World. Drugim wyróżniającym się elementem oprócz toil, była własnoręcznie zrobiona choinka z szyszek, którą pomalowałam na biało. Udekorowałam ja drewnianymi różyczkami, które też z naturalnego koloru przemalowałam na różowo.
Na stole nakrytym tkaniną toil i przyprószonym sztucznym śniegiem, powstał las z różowo – białych choinek. A żeby stylizacja nie zrobiła się zbyt infantylna, wyciągnęłam elegancką, biało-złotą zastawę i zestaw moich ulubionych złotych sztućców. Trzymając się zasad savoir vivre nie zabrakło też imiennych kart, a dokładniej imiennych drewienek. Tutaj bardzo przydały się warsztaty kaligrafii, bo okazuje się, że nie jest to taka łatwa sprawa zwinnie wykręcać litery à la française.
Nie mogło obejść się i bez przepychu. Śnieżny tort wglądał très décadent, a smakował obłędnie. I tak jak by tortu było za mało, postanowiłam zrobić choinkę z cukierków Rafaello. Jak już gubić się w lesie to co najmniej na słodko. 🙂
zdjęcia* RiE